Erna Brown jest dziennikarką, która przez zbieg okoliczności trafia do zapomnianego przez świat hotelu Hommander. Na miejscu spotyka grupę ludzi, którzy spotkali się tam, gdzie nikt ich nie znajdzie by… Odpocząć od cywilizacji. Każdy z gości jest indywidualnością, a przemiły Gospodarz Adolfo Patino sprawia, że dziewczyna postanawia im towarzyszyć w detoksie. Erna zmaga się ostatnio z traumą, która utrudnia jej powrót do pracy, a w tym przebrzmiałym miejscu jej złe sny i lęki zdają się cichnąć. Jej także trzeba odwyku od świata… Ale towarzystwo lubującego się w ludzkim ciele Stowarzyszenia może nie być dobrą kompanią do kuracji. Niestety, kłamstwo w ładnej otoczce, to nadal kłamstwo, o czym Erna, choć zaprawiona w sztuce konfabulacji, przekona się na własnej skórze.
Czy dobra książka obroni się sama?
Panuje ogólne przekonanie, że w książce najważniejsza jest historia i to, co autor chce przekazać. Otóż… Nie. Najwspanialsza bajka opowiadana przez pijanego wujka będzie brzmiała jak bełkot. To samo jest w przypadku książek – jeśli język leży, to historia nie pójdzie.
Skoro już o historii mowa, to tutaj jest świetna. Z jednej strony troszkę kliszowa, ale z drugiej odświeżająca. Zagubiona bohaterka trafia tam, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby trafić i przedziera się przez tajemnice, by zrozumieć, co się dzieje. Erna jest pozostawiona na pastwę gościnnego, zdawałoby się, Adolfo Patino i jego nieprzyjemnego zastępcy Stefana Krugera, jednak ta kobieta ma tajemniczy pazur, schowany teraz w puchatym opuszku zagubionego dziewczątka. Inni goście hotelu Hommander, to prawdziwy kalejdoskop postaci, począwszy od głównego organizatora „imprezy”, poprzez małżeństwo z miłości do pieniędzy, a skończywszy na stereotypowej, znudzonej żonie rosyjskiego biznesmena. Erna, główna bohaterka jest bardzo niejednoznaczna i, owszem, zalicza wzloty i upadki, ale zasadniczo jest ciekawie zbudowaną postacią i z przyjemnością poznawałam, kim tak naprawdę jest. Każda postać, choćby drugo- czy trzecioplanowa, w iście kingowskim stylu ma wiele warstw i poza powierzchownością reprezentuje sobą coś więcej. Autorka dzięki sposobowi prowadzenia narracji i budowania akcji pokazuje wszystkie strony każdego z gości. Mistrzostwem świata jest dla mnie Cindy Walker, której ewolucja jest tak naturalnie napisana, że mamy ochotę zapiąć jej na plecach kaftan bezpieczeństwa, a potem przytulić. Budowa książki, każde kolejne rozdziały i bieg zdarzeń dozują kolejne informacje, na tyle skąpo, że ciągle byłam ciekawa co będzie dalej, a z drugiej strony, te kąski były na tyle smakowite, że książka mi się nie dłużyła. Plot twisty i wątki à la soft soap opera są napisane z wyczuciem, naprawdę potrafią zdumieć – i to bez przewracania oczami! I tak historia jest dobrze przemyślana, tempo akcji wyważone, wątki fabularne spójne, a bohaterowie pełnokrwiści i zaskakujący… Co poszło nie tak?
Sztuka słowa pisanego
Język polska, trudna język. Marnotrawny leży pod względem gramatyki, stylistyki i logiki zdań lub zdarzeń. Jest napchany drobnymi, ale irytującymi fragmentami, takimi jak opis… Defekacji Erny. Do tego takie rażące błędy jak dotykanie przez znawcę drogocennych płócien gołymi dłońmi, kinowe działanie tłumika w broni, czy brak znajomości praw fizyki burzy. Ach, no i mój osobisty faworyt, który sprawił, że na końcu niemal znielubiłam bohaterkę Brown – iście hollywoodzkie działanie ran, krwawień, kondycji fizycznej i możliwości ludzkiego ciała rodem z filmów akcji z Johnem Rambo. Może pojedynczo nie są to wielkie defekty, ale w takim tłumie źle świadczą o jakości tekstu.
Czasem się mówi, że podczas czytania świat realny zniknął, a czytający zupełnie zapadł się w książce. Tutaj to niestety nie było możliwe, bo co krok spotykałam podstawowe głupoty, które sprowadzały mnie na ziemię. Niestety…
Potencjał – jakie ładne słowo
To wielka szkoda, gdy dobra historia upada przed warsztatem literackim. Ewidentnie brakło tu sumiennej korekty, szczerej recenzji lub zwykłej rady kogoś lepiej doświadczonego PRZED wydaniem. Z drobnym szlifem, ten diamencik mógłby pięknie lśnić, bo Marnotrawny nie miał tych typowych dla vanity bolączek, typu niepotrzebny romans, bezsensowne dialogi czy łatane na kolanie dziury fabularne. To głupoty przesądziły o tym, że w mojej pamięci Marnotrawny zapisze się głównie dzięki Ernie Brown wypuszczającej na wolność jelitowego boa…
Tytuł: Marnotrawny
Autor: Natalia Kassa
Wydawca: Novae Res
Data premiery: 04-12-2020
Liczba stron: 630
ISBN: 978-83-8219-082-3

Meredith Brooks, w jednej ze swoich piosenek napisała kiedyś „I’m a little bit of everything, all rolled into one” – i ten cytat chyba najlepiej oddaje to, jaka jestem. Czytam, rysuję, piszę, strzelam z łuku i działam w grupie rekonstrukcyjnej… Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, na pewno będzie o czym pisać.