„Czarna Łza. Półcień” Marty Kirin to książka, której w normalnych okolicznościach zapewne bym nie przeczytał. Powód jest bardzo prosty — przeczytałem dotąd w życiu tylko pięć książek science-fiction, więc rzadko sięgam po powieści z tego gatunku. Spore wrażenie wywarły jednak na mnie opowiadania autorki osadzone w tym samym świecie. Liczyłem, że dłuższa forma również zapewni mi mocne wrażenia. Czy rzeczywiście tak było? Zapraszam do recenzji.
Na stacji kosmicznej „New Hope” dochodzi do wzajemnego przenikania się dwóch kultur — obywateli Imperium Newarskiego oraz uciekających przed wojną domową Czatujczyków. Poniżani uchodźcy muszą żyć w ubóstwie i niemocy. To rodzi w nich gniew, a gniew prowadzi do przemocy. Organizacja terrorystyczna „Czarna Łza” prowadzi działania odwetowe przeciwko Newarczykom. Nie cofnie się przed niczym.
Czy Straży Granicznej uda się powstrzymać terrorystów? Kto tak naprawdę w tym konflikcie ma słuszność? Jedno jest pewne — pochłonie on sporo ofiar i nie oszczędzi nawet niewinnych, jeśli tacy w ogóle jeszcze istnieją.
Akcja powieści rozgrywa na wspomnianej już stacji kosmicznej „New Hope”. Dzieli się ona na wiele poziomów, gdzie im niższe poziomy, tym trudniejsze warunki do życia.
Na stacji mieszkają Newarczycy i Czatujczycy. Nietrudno odgadnąć komu żyje się łatwiej. Czatujczycy muszą wiązać koniec z końcem i z zazdrością patrzą na Newarczyków, których pogardliwie nazywają „impkami”. Uważają ich za winnych rozpoczęcia wojny domowej, w wyniku której musieli opuścić swoją ojczystą planetę. Dodatkowo w ich kulturze panuje swoista pogarda dla technologii, której używanie oddala od Rasy, w którą wierzą. Spora część Czatujczyków pragnie tylko przetrwać, ale reszta pragnie zemsty na Newarczykach. W swoich działaniach odwetowych są często fanatyczni i giną za wiarę, wysadzając się w imię Rasy wraz z niewiernymi. Budzi to dosyć jasne skojarzenia.
Newarczycy jednak niekoniecznie są tymi dobrymi. Uważają Czatujczyków za prymitywnych i jako Imperium z chęcią przejmują władzę nad nimi, jak również innymi nacjami. Dodatkowo starają się niszczyć dziedzictwo kulturowe, tożsamość narodową.
Mamy więc dwie nacje, z których każda pragnie upadku drugiej i w swojej opinii nie jest pozbawiona moralnych argumentów, by próbować do niego doprowadzić.
Świat jest według mnie zdecydowanie sporym atutem historii i konflikt między Czatujczykami oraz Newarczykami zarysowany już w opowiadaniach zdecydowanie zachęcił mnie do sięgnięcia po tę powieść.
Bohaterów też uważam za mocną stronę historii, ale już nie w tak wielkim stopniu. Przede wszystkim z racji tego, że powieść ma poniżej trzystu stron, a autorka skupia się na wielu postaciach, trudno o dobre wykreowanie ich.
Według mnie autorka na tym polu właściwie wywiązała się z zadania.
Przede wszystkim zadziwiająco interesującym uczyniła pracownika technicznego Jasona, który ma niejasną przeszłość i stara się nie wychylać za bardzo, ale życia nie interesują zbytnio jego pragnienia. Marta Kirin daje kilkukrotny wgląd w jego wspomnienia, których pozbawianie było intrygującą układanką, czyniącą go z każdym wspomnieniem jeszcze bardziej trójwymiarowym bohaterem.
W mniejszym stopniu, ale podobała mi się również kreacja mechanika Cadena, który ma kochającą matkę Ellen i konflikt z przyjacielem Charliem, do którego chowa urazę o pewne wydarzenia z przeszłości. W jego przypadku również pojawia się wiele niejasności, które mają wpływ na fabułę i powodują u niego poczucie zagubienia, ponieważ nie wie, komu może zaufać.
Pozostali bohaterowie również dobrze się prezentują i, mimo że nie każdy przypadł mi do gustu (np. młody gniewny Daren), to żaden nie był mi obojętny.
Autorka daje wgląd w myśli przedstawicieli obu nacji, co buduje jego niejednoznaczność w oczach czytelnika.
Ogólnie książkę czytało mi się dobrze i nawet momentami świetnie. Z racji czytania przeze mnie głównie fantasy miałem problem, gdy fabuła zbytnio skupiała się na sprawach technologicznych, ale nie były to na tyle obszerne fragmenty, by pozbawić mnie przyjemności z lektury. Konflikt między dwiema nacjami mnie pochłonął i ciekawi mnie, jak autorka rozstrzygnie go w przyszłości.
Żałuję szczerze, że powieść nie ma więcej stron, ponieważ historia jeszcze nie rozwinęła w pełni skrzydeł i czuję taki…nie tyle zawód, ile pozytywny niedosyt, bo wiem, że autorka ma potencjał, by pisać na jeszcze wyższym poziomie.
Podsumowując, uważam, że „Czarna Łza. Półcień” Marty Kirin to udany debiut. Mimo mojego rzadkiego sięgania po książki science-fiction tę powieść czytało mi się ciekawie z uwagi na konflikt między Czatujczykami i Newarczykami oraz dobrze wykreowanych bohaterów. Nie poczułem zachwytu, ponieważ powieść była na to zbyt krótka, ale widzę potencjał, by zachwycić się w przyszłości. Bardzo polecam.

Tytuł: Czarna Łza. Półcień
Autor: Marta Kirin
Wydawca: Self Publishing
Data premiery: 01-07-2022
Liczba stron: 272

Czytelnik książek fantasy mający słabość do debiutów . Fan Sandersona, Abercrombiego i Wegner . W trakcie pisania książki (tu daleka droga przede mną jeszcze).